Od 1966 roku byłem ministrantem i zapamiętałem, że zawsze znalazł się ktoś usłużny kto podwoził go swoim autem. Zapamiętałem Go jako niezwykle oddanego swej pracy człowieka. Za Jego i Ks. Prałata Magnuszewskiego czasów żadna msza, żadne nabożeństwo w tej parafii nie mogło odbyć się bez Niego,lub kogoś kto Go zastąpił przy organach. Pamiętam też ,że zastępujący Go organista jeździł "mikrusem" którego kiedyś ustawiliśmy w poprzek przejścia,między płotem a nieistniejącą dziś "przybudówką"