W tym sklepie było mydło i powidło, jak zresztą w wielu t.zw. prywaciarskich za czasów komuny. Można tam było kupić rzeczy, których w handlu państwowym "przejściowo" brakowało. Osobiście, kupowałem tam deficytowe smoczki, takie na butelkę dla niemowląt. Smoczek po pewnych modyfikacjach stawał się znakomitym sprzętem na śmigus-dyngus. Panią "Balonową" władze PRL jakoś tolerowały, podobnie jak "Stokrotkę" albo siostry Mądre, bo dzięki nim, w sytuacjach awaryjnych dało się w ogóle kupić to, co było akurat potrzebne. Niemniej, domiar szedł za domiarem